Kochani dzisiaj trochę prywaty, ale i zapytanie do Was: Co zrobilibyście na moim miejscu? Od dłuższego czasu zapuszczam włosy. Zaznaczę jednak, że nie jestem jakoś mocno związana z ich długością. Nie jestem kobietą, która będzie płakać po ścięciu włosów z długości do pasa, na do ramion. Nie, to nie ja cheeky. Nie zmienia to jednak faktu, że lubię moje włosy. Są zdrowe, gęste i w miarę do okiełznania. Niestety coraz bardziej męczy mnie ich mycie i suszenie. Trwa to coraz dłużej. Długość do pasa… Jest, co robić.
Gdzieś około grudnia ubiegłego roku postanowiłam, że na wiosnę, gdy już zrobi się naprawdę ciepło, a ja będę mogła na 100% pożegnać się z szalikiem i czapką, skrócę je i będę cieszyć się nową, lżejszą fryzurką laugh. Byłam dość mocno zdecydowana na ścięcie. Wręcz z utęsknieniem wypatrywałam oznak wiosny. Jednak wątpliwości wzięły górę po rozmowie z moim mężem. To on podsunął pomysł, że mam już takie długie to może je sprzedam? Na pierwszy rzut oka sądziła, że nie są jeszcze tak długie, aby się do tego nadawały. Zrobiłam rozeznanie na rynku, jaka to długość jest wymagana. 40 cm. Niestety nic w tej kwestii się nie zmieniło, bo wiecie…, to nie była by pierwsza moje sprzedaż włosów. Ponad 5 lat temu, w sumie to już prawie 6. Zdecydowałam się po raz pierwszy na ten krok. Wtedy odwiedziłam salon w Opolu (Fryzjo, ul. Niemodlińska 23/25). Salon oferował darmowe ścięcie + pieniążki za włosy. Włosy musiały być niefarbowane, długości co najmniej 40 cm. Pamiętam, że w tamtym czasie wyszłam z bobem na głowie, z bardzo krótko przyciętymi włosami z tyłu. Byłam zadowolona. Cięcie było genialne. Z włosami jedynie, co musiałam zrobić to umyć je. Układały się fenomenalnie.  Jeszcze w moim stanie – 8 m. ciąży, ostatnie podrygi – super wyjście, polecam, bo dla przyszłej mamy to bardzo wygodna fryzurka. Wróciłam zadowolona z wyglądu i bogatsza o 200 zł.

Jak możecie się domyślić, korci człowieka wizja zarobku, niżeli wydania ok. stówki na fryzjera. Nie byłby to dla mnie jakiś straszny dylemat, gdybym
po 1) miała już tak długie włosy,
a po 2) nie przeszkadzałaby mi wizja boba.
Tym razem jednak jakoś minimalny jeż z tyłu głowy kojarzy mi się tylko z żołnierzami (nie żebym coś do nich miała), po prostu chciałabym pozostać z długością do ramion.
Zaczęło się szacowanie….
Mąż z udziałem metra krawieckiego orzekł ostateczny wyrok:

Włosy na czubku głowy – 54 cm

Na środku – 43 cm

Przy linii szyi – 34 cm

Będę z Wami szczera: troszkę się załamałam, jak to usłyszałam.

Sprawa wygląda następująco:

Dolna część musi osiągnąć przynajmniej 44 cm. Czyli czekam na przyrost + 10 cm. Po projekcie wcierka (więcej na ten temat tutaj) wiedziałam, że przy stosowaniu wcierek mogę osiągnąć przyrost + 1cm/miesiąc. Więc szybka matma: +10 cm = 10 miesięcy.

lub

Mam to wszystko w głębokim poważaniu i idę do fryzjera, tak jak planowałam wcześniej, na strzyżenie do wymarzonej długości – łopatek z wycieniowaniem i chęcią sprawdzenia, jakie loki mogą powstać na mojej głowie (tak wiem, potencjał jest!).

Także, jeśli poszłabym w długość na pewno sprawdziłabym nowe Banfi (pokrzywową i łopianową) – jestem ciekawa zapachu! Tradycyjna Banfi pachnie mocno! Dla mnie nutą traw i ziół. Nie każdy ją lubi. Ja uwielbiam! Jestem ciekawa pozostałych dwóch, zapachu, ale także czy są tak samo skuteczne jak ich pierwowzór.

Nadal się boję, że nie dam rady… Już cierpliwość mam mocno naruszoną  cheeky. Mąż mi biadoli, a bo tylko warkocz, i warkocz… Weź sobie przy dwójce dzieci chodź w rozpuszczonych włosach – wiecie sprzątanie, gotowanie i te sprawy. Prędzej któreś by mi przytrzasnęło te włosy drzwiami  wink.

Z drugiej strony jak sobie pomyślę –  ponad 4 lata hoduję te sidła diabelskie na mojej głowie… Co to jest dodatkowe 10 miesięcy…?

I tak sobie gdybam i gdybam cheeky.

Także Kochani piszcie, co sądzicie… Dajcie znać, jakie macie doświadczenia w zapuszczaniu włosów? Czy sprzedawaliście włosy? Poradźcie, co zrobić z moimi. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie wiem, co robić. Liczę na Waszą pomoc!