Cześć wszystkim!

Nie będę się tutaj rozwodzić nad tematem zalet AAC. Uważam, że wielu specjalistów już mądrzejsze artykuły, wywiady i inne źródła na ten temat stworzyli. Nie czuję się odpowiednią osobą do przekonywania Was. Chcę jednak opowiedzieć Wam kilka słów na temat tego, jak u nas to wyglądało…

Może zajrzy tu rodzic, który stoi przed wyborem oprogramowania… Możliwe, że nawet o TIMie nie usłyszy… Wszyscy tylko Mówik, i Mówik. Powiem Wam, że drażni mnie taki monopol na rynku. W sumie jestem osobą oporną i lubię iść pod prąd. Może dlatego też szukałam jakiejś alternatywy? Tutaj rodzi się pytanie:

 

Dlaczego nie Mówik?

 

Wg wielu pierwszym i najważniejszym kryterium jest cena. Nie ma co ukrywać, że Mówik jest droższy (1090 zł, TIM – 880 zł). Jednak dla mnie najistotniejsze były obrazki – ich wygląd. W Mówiku jest bardzo abstrakcyjny. Dziecinny? Nie podoba mi się. Ale wiecie, jak tam kwestia upodobań… Bardziej przerażało mnie to, że ni jak obrazki nie są podobne do obecnego systemu komunikacji, jakim posługuje się córka. Obrazki pecs i makaton są zupełnie inne. Dla mnie bardziej rzeczywiste, intuicyjne. Obrazki TIMowe są do nich baaardzo podobne.

Nie wyobrażałam sobie wprowadzania obrazków Mówika, bo to równało się z tym, że zaczynamy całkowicie od nowa… Przecież tam WSZYSTKO wygląda inaczej niż w pecsach. Może dla dziecka z wyższym ilorazem inteligencji, dla którego system komunikacyjny pecs był bardzo rozbudowany i wprowadzanie nowych peksów było łatwe można na taki krok się zdecydować. Jednak moja córka potrzebowała wiele czasu, aby „załapać” (zgeneralizować) co dany obrazek znaczy… Czułam, że byłaby to droga przez mękę. Mogłoby to bardzo ją zniechęcić… Bałam się tak naprawdę straconego czasu na kształtowanie funkcji porozumiewanie się od samego początku. Dlatego padło na TIMa.

Musze jednak zaznaczyć, żebyście byli całkowicie świadomi, że system TIM jest bardzo młodym oprogramowaniem. Co za tym idzie jego baza symboli jest duuużo skromniejsza (2 tys.) niżeli Mówika (ponad 12 tys. symboli). Dla mnie to nie problem, bo równocześnie bardzo podobne obrazki są na darmowej platformie z obrazkami arasaac  ściągam je sobie i wklejam w bazę. Dla mnie to nie problem, ale zaznaczam by być z Wami szczera.

Dzięki temu, że TIM (jego obrazki) jest bardzo podobny do pecsów wykorzystywanych przez córkę, to przejście z peksów na niego był niemal natychmiastowy. Mogliśmy tak naprawdę zacząć od tego miejsca, gdzie skończyliśmy z peksami. Dla mnie był to najważniejszy atut TIMa.

 

Po miesiącu… Jak jest?

 

Tablet zakupiliśmy pod koniec roku szkolnego (ponad 3m. czekaliśmy na decyzję PFRON o dofinansowanie). Już po 2 tygodnia stosowania w szkole, za sugestią decyzji wychowawcy wraz z logopedą, zrezygnowałam z dawania książki komunikacyjnej (segregatora) – początkowo córkę posyłałam do szkoły zarówno z tabletem, jak i segregatorem.
Nie będę Was oszukiwać, początki są trudne… Dziecko musi nauczyć się klikania, zapamiętać, gdzie dany obrazek się znajduje (w jakim folderze). Moje obawy były czy to klikanie nie będzie formą autostymulacji – wiecie klikanie po x razy wszystkiego na oślep… Na szczęście nie… Może były tylko dwie takie chwile w trakcie użytkowania, ale to raczej poznawanie co też znajduje się w danym folderze, gdy córka zauważała, że pojawiły się nowe obrazki. Klikałaby po prostu usłyszeć co one oznaczają.

Już mieliśmy kilka sytuacji takich bardzo miłych, spontanicznych… Gdzie córka doskonale wiedziała czego chce, ale pokazywała, że nie ma tego w komunikatorze. Chociażby piknik rodzinny w firmie męża… Były zamki dmuchane (wiecie drabinka i zjeżdżalnia), umówmy się no tego obrazka ni jak nie miała Gosia w swej tablic komunikacyjnej, ale doskonale wiedziała, gdzie by go umieścić: kilkukrotnie klikała i wychodziła z folderu „Rozrywka” ciągnąć nas do owego zamku. Dobrze wiedziała z czym się to wiąże 😊.

Ale wracając do początków… To ja jako partner komunikacyjny muszę podsuwać córce tablet. Wiecie same włączenie go (wciśnięcie guzika), odblokowanie ekranu (przejechaniem palcem wzdłuż ekranu) to też dla dziecka nowość. Wcześniej przecież był segregator, który się po prostu otwiera. Dla Gosi to czynności, które musi opanować, bo ani komputerem, ani na komórką się nie posługuje, także to dla niej pierwsze urządzenie informatyczne, takie totalnie dla niej do użytkowania na co dzień. Początkowo prośba o podstawowe potrzeby (skorzystanie z toalety, jedzenie, picie). Potem coraz więcej pytań: o pogodę, o ubranie jakie ma na sobie, pytania zamknięte (by odpowiadała tak/nie). Coraz bardziej powiększamy dziedziny, o których rozmawiamy, ale i jednocześnie obserwujemy co też by się Gosi jeszcze przydało, aby w swej książce komunikacyjnej mieć.

Córka na pewno zauważyła, że dużo szybciej jest stworzyć nowy symbol (obrazek) na tablecie, niżeli do książki komunikacyjnej (wiecie wydrukować, zalaminować, rzep – czekało się aż się nazbiera chociaż kilka obrazków, by móc wykorzystać cały arkusz folii). Cieszy ją każdy nowy obrazek.

Nie wiem, czy to był zbieg okoliczności, ale zaczęła domagać się czytania książek na dobranoc. Wcześniej, gdy czytałam (jej i synowi) to bawiła się i sprawiała wrażenie, że w ogóle nie słucha. Teraz słucha uważnie, śmieje się, pokazuje na obrazki. Jest dużo bardziej aktywna. Stawiamy pierwsze kroki w czytaniu uczestniczącym.

Sama pilnuje by na wyjścia tablet wziąć ze sobą. Już kilka razy wskazywała, że potrzebuje czegoś, czego nie ma w swej książce komunikacyjnej. Także docieramy się, próbuję nadążyć za potrzebami córki i rozwijać jej zasób słów tak, by mogła wyrazić wszystko to, co czuje.

 

Tyle, jeżeli chodzi o nasze początki. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Jeśli też używacie TIMa proszę podzielcie się swoimi doświadczeniami. Jestem bardzo ciekawa, jak u Was to wyglądało.