Cześć!

Dzisiaj inny temat. Pozostajemy w obszarze pielęgnacji, ale schodzimy nisko, całkiem niziutko. Zajmiemy się tematem pięt. Kto z Was nie traktuje tej części ciała po macoszemu? Dla mnie to ta część ciała, która póki sama o sobie nie da znać (bólem), to całkowicie o niej nie pamiętam. Pewnie dlatego też mam z nią tyle problemu. Ale niestety odziedziczyłam po mamie tendencję do bardzo mocnego pękania pięt. Nawet teraz, gdy staram się naprawdę przykładać wagę do pielęgnacji tej strefy ciała. To, gdy tylko zapomnę na 2-3 dni o kremie, od razu problem murowany. Także nie dość, że moje piety pękają dość często. To na dodatek te pęknięcia bardzo szybko się rozrastają. Nie na szerokość, ale niestety w głąb pięty, co potęguje ból, ale także utrudnia gojenie.

Próbowałam już nie jednego kremu mocznikiem – drogeryjnego, o lepszym i gorszym składzie. Umówmy się pięta jest tak oddaloną częścią ciała, że jakoś nie zależy mi na nie wiadomo jak pięknym składzie kosmetyku, który będę na nią nakładać… Ma po prostu zmiękczać, natłuszczać i zapobiegać pękaniu pięt.

W końcu znalazłam taki kosmetyk. Jest tani jak na swoją pojemność (250 ml). Dostępny w dm w Niemczech. Możemy go sobie kupić tam albo z powodzeniem kupić np. na allegro. Osobiście korzystam z tej drugiej opcji. O czym mowa?

BALEA MELKFETT RINGELBLUME

INCI:

Petrolatum, panthenol, glycine soja oil, helianthus annuus seed oil, lanolin, arachis hypogaea oil, isopropyl myristate, parfum, calendula officinalis flower extract, juglans regia shell extract, beta-carotene, daucus carota sativa root extract, tocopherol, BHT.

Skład:

Wazelina, pantenol, olej sojowy, olej słonecznikowy, lanolina, olej z orzechów arachidowych, mirystynian izopropylu, zapach, ekstrakt z nagietka, wyciąg z liści orzecha włoskiego, beta karoten, wyciąg z korzeni marchwi, wit. E, butylohydroksytoluen.

Tutaj wiele osób mogłoby się przyczepić: „aaa kosmetyk na wazelinie przecież to badziew. Nie ma sensu tego stosować, sam tłuszcz i tyle”. Ale tak naprawdę, czego naszym piętom potrzeba? Przecież właśnie tego natłuszczenia. Poza tym jak się już tak czepiamy to mamy przecież w składzie jedną substancję nawilżającą. Jeden humektanty jest, to panthenol. Poza tym oleje, które przede wszystkim mają być tą powłoczką ochronną dla pięt. Kolejnym emolientem poza olejami jest mirystynian izopropylu. Może być komadogenny, oczywiście jeżeli stosowalibyśmy go np. na twarzy, na piętach raczej nam nie grozi. Może i minusem jest, że wszystkie cenniejsze składniki kosmetyku, czyli wyciągi i ekstrakty są po zapachu. Ale z drugiej strony tak mocno skondensowanych składników w cale nie musi być dużo w kosmetyku. Tak właściwie to nie może być ich dużo, bo mogłyby podrażnić skórę. Zawsze to tylko kilka procent. Po zapachu znajdziemy:

  • wyciąg z liści orzecha włoskiego, który ma właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne
  • beta karoten oraz E mają działanie antyoksydacyjne
  • wyciąg z korzeni marchwi zwiększa fizjologiczne możliwości skóry do regeneracji, przywraca jej elastyczność i miękkość.

Na końcu oczywiście konserwant, który ma trzymać w ryzach wszystkie te emolienty, by nam szybko nie zjełczały.

Sposób użycia, konsystencja i wiele innych 

Suma summarum całego kosmetyku. Duży słoik plastikowy, 250 ml, kryje w sobie intensywnie żółta maść. Tłustą rzecz jasna, zapach delikatny no nie wiem czy akurat nagietkowy, albo bardzo przyjemny.

Wchłanialność… bardzo kiepska… Tłuścioch, nie ma co oczekiwać cudów. Także smarujemy stopy. Kładziemy się wygodnie i kwitniemy cheeky.

Jeżeli stosowałam tę maść jedynie, jako zwykłe smarowidło. Posmarowałam coś tam na wieczór. Posiedziałam z nim na piętach z godzinkę, potem starłam i spać. To powiem, że efekty były małe. Ale za to spektakularnym pomysłem okazało się nałożenie grubej warstwy mazidła na pięty. Owinięcie jej gazą. Nałożenie na to skarpet bawełnianych i przespanie tak nocy. Tak wiem, może na lato akurat słaby pomysł, ale uwierzcie to robi mega robotę. Tylko polecam naprawdę zawinąć w grubą warstwę gazy, bandaża itp. Bo jeżeli maść przebije skarpety to pościel ubrudzona tym delikwentem bardzo trudno doprać. Mnie się jeszcze nie udało cheeky.

Mimo tak żmudnej procedury naprawdę gorąco polecam Wam ten produkt. Dzięki takiemu zabiegowi wystarczy nogom poświęcić 2 wieczory w tygodniu i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Osobiście wolę 2 razy w tygodniu zawinąć stopy, niżeli smarować je codziennie jakimś kremem, bo wiem, że nie będzie mi się chciało.

Cena

Bardzo atrakcyjna. Za opakowanie 250 ml na allegro dałam ok 11 zł.

Inne zastosowania

Na co jeszcze możemy nałożyć tę maść? U mnie bardzo dobrze sprawdza się na suche skórki wokół paznokci. Często w okresie letnim mam także problem z suchą skórą na łokciach i kolanach. Także tam też wieczorkiem lubię odrobinę nanieść maści.

Jak dla mnie jest to taki typowy drogeryjny produkt. O dziwo bardzo fajnie się u mnie sprawdza. Moje pięty w końcu nie wołają o pomstę do nieba. Na pewno z niego nie zrezygnuję.

Znacie ten produkt? Kupiłybyście? A może macie jeszcze jakiś inny sprawdzony specyfik do pięt?

 

Pozdrawiam!