W tym wpisie skupię się na wszystkim tym, co rodzice muszą „nabyć drogą kupna” dla swojego pierwszego dzidziusia. Mam tu na myśli przedmioty do codziennej pielęgnacji. Przecież o wózku, łóżeczku i foteliku samochodowym to raczej każdy wie wink.

Jeżeli chodzi zaś o resztę wiem z doświadczenia, że młode mamusie lubią przesadzać – delikatnie mówiąc. Półki

dla maleństwa uginają się pod ciężarem zasypek, pudrów, oliwek, balsamów, szamponów, kremów na pogodę i niepogodę itp., itd. Niejednokrotnie taki obraz widziałam i myślałam sobie: nawet ja tylu kosmetyków w codziennej pielęgnacji nie używam cheeky A co dopiero maleństwo, które leży i pachnie… No może poza czasem, w którym zrobi kupkę.

Wszyscy, którzy zdążyli mnie już poznać wiedzą, że nie lubię kupować rzeczy zbędnych oraz wydawać kroci na coś, co można kupić w równie dobrej jakości, a w połowie mniejszej cenie.

Postaram się zrobić konkretną listę. W razie pytań czy braków proszę dajcie znać. W końcu moja młodsza pociecha ma już 3 lata, więc poniekąd mogłam czegoś zapomnieć.

1) pieluszki (osobiście do 6 m. ż. dziecka kupowałam Pampersy. Potem przerzuciłam się na Dady biedronkowe i bardzo je sobie chwaliłam)

2) krem na odparzenia – początkowo stosowałam Linomag[1], później Penaten[2]. Niektórzy chwalą sobie bardzo Bepanhten[3] – fakt jest dobry, ale dla mnie mało wydajny i dość drogi. Jego plusem jest to, że mama karmiąca może go stosować także na brodawki. Jeżeli niestety dziecko nabawiło się poważniejszych odparzeń stosowałam Sudocrem[4].

3) mydło / płyn / emulsja do kąpieli – co kto lubi. Osobiście stosowałam płyn 3w1[5], który dodawało się do wody i można było nim myć całe ciałko i włosy dziecka

4) balsam / oliwka – zależy co stosowaliśmy do kąpieli, jeżeli emulsję/ emolient to nie trzeba już nawilżać skóry dziecka. Jeżeli mydełko to jakiś balsam myślę, że byłby przydatny.

5) chusteczki nawilżone – szczególnie, gdy mamy wypad gdzieś czy jesteśmy na spacerze. Nie tylko do wycierania pupy, ale rączek buzi i wszystkiego co maluch mógł ubrudzić wink.

Zawsze „czatowałam” na jakąś promocję. 4-paki często są w obniżonej cenie. Zazwyczaj bardzo się opłacało przyłapać promocję w Rossmanie na ich Babydreamy lub w Tesco na Johnos&Johnson. Jak udało mi się zakupić taki 4-paczek, gdzie paczka mnie wychodziła 4 zł to byłam usatysfakcjonowana.

Jeżeli jeszcze chodzi o wybór firmy to już kwestia indywidualna. Radzę przy porównywaniu cen sprawdzić zawartość sztuk w danej paczce, bo potrafią się znacznie różnić. Swego czasu w Tesco było fajnie, bo przy cenie za opakowanie było przeliczenie na jedną chusteczkę, dzięki temu szybko dało się porównać markami, co bardziej się opłaca, ale teraz coraz częściej widzę, że już ta „przydatna funkcja” zanika.

6) specyfik i gaziki do pielęgnacji kikuta pępowiny – za czasów starszego syna używało się jeszcze rozcieńczonego spirytusu. Ale obecnie naukowcy mądrzejsi i mówią, że to be, że alkohol przenika do ciała dziecka itd. Więc u młodszej pociechy stosowałam jednorazowe gaziki nasączone substancją odkażającą.

7) krem do twarzy, gdy dzieciątko już wychodzi na dwór. Wiadomo w lato z filtrem UV. Zimą coś bardziej tłustego ochraniającego buźkę dziecka od mrozu.

8) pieluszki tetrowe do wycierania buźki dziecka, gdy mu się uleje. Często, jak brałam dziecko to kładłam ją na ramię, żeby dziecko się tuliło do czystej pieluszki i była to dla mnie ochrona w razie, gdyby dziecku się ulało, żebym nie była cała mokra wink Poza tym dzieci lubią się do takich rzeczy tulić.Myślę, że na sam początek to starczy…

Potem dochodzą kolejne „problemy”:

  • CIEMIENIUCHA – są szampony, specjalne oliwki, cuda niewidy. Jednakże ja miałam stary sposób na to paskudztwo. Tani, naturalny. Otóż po karmieniu dziecka, gdy już sobie spało. Na poduszkę kładłam podkład (których spory zapas został mi jeszcze po pobycie w szpitalu), żeby ochronić ją przed ewentualnym zabrudzeniem. Główkę, brwi oraz za uszkami (bo w tych miejscach się ciemieniucha pojawiała) smarowałam najzwyczajniejszym olejem rzepakowym
  •  (w temperaturze pokojowej, nie podgrzewałam!). Póki dzieciątko sobie spało to, że tak powiem wszystko to sobie miękło… Później brałam delikatną szczoteczkę do zębów i to wszystko delikatnie ścierałam ruchami okrężnymi (tak jak myjemy zęby). A potem do kąpieli. I po kilku dniach takiego rytuału wszystko ładnie znikało smiley.
  • KOLKI – wzdęty brzuszek, płacz, który rodzic tego nie zna… Próbujemy masować brzuszek, nosić, ale zazwyczaj trzeba sięgnąć po jakiś specyfik. I tutaj moim sprawdzonym pomocnikiem był wyrób niemiecki sab simplex[6]. Naprawdę sprawdzał się genialnie i działał dość długo, że dzieciątko spokojnie zasypiało.
  • ZĄBKOWANIE – płacz, ślinienie i pchanie piąstek do buzi. Tak wyżynają się pierwsze ząbki. Chłodne gryzaczki w czasie czuwania dziecka. Wiadomo bardzo pomocne. Ale co podać, gdy dzieciątko chce spać, a ból dziąseł ciągle je budzi? Specyfików jest wiele… Nie ma się co oszukiwać. Niezależnie od ceny działają tylko na chwilę! Dlatego najpierw dziecko troszkę przemęczyłam, a gdy byłam pewna, że jest już bliskie spania aplikowałam cos do buźki. Najmocniejszym specyfikiem jest Sachol, ale o ile mnie pamięć nie myli to on bardziej na afty i pleśniawki powinien być stosowany. Moim dzieciom smarowałam dziąsła Bobodentem.

Na chwilę obecną nic innego mi się nie przypomina. Wzięłam pod lupkę oczywiście tylko kosmetyki.

Proszę napiszcie do mnie, co dla Was było niezbędnikiem do pielęgnacji niemowlaka?