Cześć Kochani! Przychodzę do Was z moim przepisem na maskę w płachcie. Ale nie takim zwykłym. To turbo maska! Jeżeli czujecie, że Wasza skóra o poranku jest napięta, to napięcie bardzo szybko pojawia się ponownie w ciągu dnia po mimo zastosowania rano kremu to znak, że waszej skórze brakuje nawilżenia. Z pomocą przyjdzie moja maska! Bardzo nawilży skórę po urlopie i intensywnym opalaniu.

Przeszukując zasoby internetowych blogów możemy spotkać wiele patentów na stworzenie samej maski – 4-warstwowe chusteczki, papier ryżowy – to najczęstsze propozycje. Znajdziemy także gotowce, zazwyczaj kupowane na rynku chińskim (alliexpress) – kapsułki bądź zwykłe płachty. Jestem posiadaczką tych ostatnich. Są cieniutkie, ale przy tym trwałe – nie potargają się w trakcie używania. Ładnie chłoną maskę i dobrze aplikują się na skórę twarzy. Natomiast wertując strony internetowe brakowało mi przepisów na samą maskę-esencję, którą nawilżymy naszą płachtę i zaaplikujemy na twarz by dobroczynnie zadziałała na naszą cerę. Fakt były przykłady, ale tylko typowych produktów kuchennych – zmiksowany ogórek, żel lniany, napar z mięty czy zielonej herbaty. Brakowało mi czegoś „bardziej zaawansowanego”.

Postanowiłam, więc stworzyć esencję na płachtę sama. Otwarłam lodówkę, wyjęłam półprodukty i zaczęłam kombinować! laugh

Po pierwsze musiałam stworzyć bazę – jakiś płyn – w którym będę rozpuszczać moje półprodukty, i która pozwoli mi zmoczyć płachtę. W tym celu użyłam naparu ziołowego. Kocham napary! Są bogactwem witamin i minerałów, a przy tym koszt ich stworzenia jest bardzo niewielki. Mój wybór padł na skrzyp. To zielsko znienawidzone przez rolników – uporczywy chwast – dla urody potrafi zdziałać cuda. Dzięki zawartości krzemu  (jest naturalnym budulcem skóry) wspomaga regenerację skóry po letnich kąpielach słonecznych. Jest źródłem flawonoidów, które wpływają na jędrność i elastyczność skóry. Skrzyp łagodzi wszelkiego rodzaju podrażnienia skóry. Nasze babki stosowały go nawet na otwarte rany. Dlatego wybrałam właśnie to ziele, aby zawarte w nim bogactwo witamin i minerałów wzmocniło i odżywiło skórę.

Idźmy dalej… Przydałoby się coś typowo nawilżającego – czysty humektant – który wniknie w głąb skóry i pozwoli pozbyć nam się uczucia napięcia na twarzy. Wybrałam dwa składniki – kwas hialuronowy i d-pantenol. Ten pierwszy występuje naturalnie w naszej skórze. „Unikalną właściwością kwasu hialuronowego jest wysoka zdolność wiązania wody i jej zatrzymywania. Jedna cząsteczka kwasu jest w stanie związać 200-500 cząsteczek wody. Dzięki temu spełnia zasadniczą rolę w utrzymaniu prawidłowej wilgotności naskórka i skóry właściwej – stanowi wodny rezerwuar nawilżający skórę od wewnątrz. Dobrze nawodniony naskórek staje się gładki, jędrny, sprężysty i elastyczny. Skóra wygląda lepiej, zdrowiej i młodziej. Kwas hialuronowy nie tylko chroni skórę przed wysychaniem, ale także wzmacnia jej właściwości ochronne”. Nic dodać, nic ująć. Powyższe informacje zaczerpnęłam ze strony z półproduktami (mazidła), na której zamówiłam zastosowany przeze mnie 1,5% roztwór kwasu hialuronowego. D-pantenol (mój z ecospa) także ma działanie regenerujące, ale przy tym i przeciwzapalne. Łagodzi ból i zaczerwienienia – także przy ewentualnych poparzeniach słonecznych idealny.

Ekstra dodatkiem był bioferment z aceroli od zrobsobiekrem. Surowiec zmniejsza zaczerwienienia twarzy, wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia mikrocyrkulację krwi. Działa na skórę odżywczo i chroni przed promieniowaniem UV. Ponadto rozjaśnia skórę i działa przeciwzapalnie. Także przy ewentualnych przebarwieniach czy troszkę zaburzeniu funkcjonowania skóry, pomoże nam wrócić do ładu i prawidłowego funkcjonowania.

   Tutaj dokładne proporcje:
45 ml naparu ze skrzypu
30 ml kwas hialuronowy 1,5%
3,75 ml d-pantenol
1,25 ml bioferment z aceroli

 

Wszystko wymieszałam. Do głębokiego talerza wyłożyłam płachtę i zalałam ją moją miksturą. Przykryłam i zostawiła na 5 min, aby płachta porządnie nasiąknęła składnikami. W tym czasie poszłam umyć i stonizować twarz. Następnie nałożyłam płachtę na twarz na ok. 10 min., po czym zdjęłam ją, wklepałam pozostałość w skórę i nałożyłam krem.

Aktualnie jestem 5 h po zastosowaniu maseczki. Uczucie jest cudowne! W końcu nie czuję spięcia twarzy. Cera jest nawilżona i ukojona. Maseczka podziałała fenomenalnie.

Polecam wypróbujcie ją na sobie!

Zapomniałam dodać, że przygotowana przeze mnie ilość starczy spokojnie jeszcze na 2 płachty! Także resztę „esencji” wlałam do buteleczki i włożyłam do lodówki. Nie konserwowałam jej niczym, dlatego muszę ją zużyć w ciągu 2 tygodni. Co w cale nie będzie trudne! wink

A Wy robicie własne maseczki czy wolicie gotowce? Zdradźcie swoich ulubieńców dla twarzy po słonecznym opalaniu.

Miłego dnia!