Dlaczego projekt? Ponieważ, aby ten wpis mógł powstać musiało minąć 3 miesiące czasu. Zacznijmy jednak od początku… Wertując strony portali internetowych oraz grup włosowych na fb mogłam natknąć się na wiele pozytywnych i negatywnych opinii o różnego rodzaju wcierkach. Jako, że z początkiem wiosny stan moich włosów dość mocno się pogorszył. Widać było, że brakuje im odżywczych substancji.  Postanowiłam wspomóc je wcierkami, aby odżywić i wzmocnić je od cebulek. Nie tyle zależało mi na przyspieszeniu wzrostu, co zmniejszeniu ilości wypadających włosów. Chciałam także sprawdzić, jak wcieranie produktów w skórę głowy wpłyną na włosy – czy zaczną się one szybciej przetłuszczać czy też wręcz przeciwnie przedłuży to ich trwałość…

 

Jakie wcierki testowałam? Postanowiłam wybrać 3 najbardziej popularne, które reprezentują inne grupy:

  • Wcierkę bezalkoholową – Jantar
  • Wcierkę alkoholową – Banfi
  • Wcierkę emolientową (olej) – Amla

 

W jaki sposób będę je porównywać?

Otóż każdą z w/w wcierek będę wcierać w skórę głowy przez 3 tygodnie, robiąc to, co 2. dzień. Po owych 3. tygodniach, nastąpi tydzień przerwy. Pod koniec tego 4. tygodnia zmierzę pasmo włosów – to samo, które zmierzyłam na początku (przed rozpoczęciem wcierania wcierki), w celu skontrolowania przyrostu włosów na długość. Ponadto będę także sprawdzać odczucia, jakie towarzyszą mi przy stosowaniu danej wcierki: czy skóra nie jest podrażniona, włosy przesuszone, bardziej tłuste i w ogóle odmawiające współpracy?

 

BANFI

Jako pierwsza na tapetę wpadła mi w ręce Banfi, a to dlatego, że po prostu już miałam dość dawno zaczęte opakowanie. Gdzieś poszło w kąt, więc w pierwszej kolejności należało zużyć ten produkt, by nic się nie zmarnował. Wcierka ta jest na bazie alkoholu, więc osoby z delikatną skórą głowy powinny obserwować bacznie skórę w trakcie jej stosowania, czy czasem za bardzo nie podrażnia. Jako osoba wprawiona już w bojach, wiedziałam, że nic złego się nie stanie  wink. Na nasze włosy ma tutaj podziałać ekstrakty z gorczycy, jałowca i oregano. Sama wcierka ma postać ciemnej cieczy. O intensywnym ziołowym zapachu. Jednym on przeszkadza, ja osobiście go uwielbiam! laugh

Jeżeli boicie się intensywności tego zapachu, zawsze można zakupić delikatniejszy odpowiednik „Lady Banfi”, jej aromat nie jest aż tak intensywny. Dla ciekawych wspomnę jeszcze tylko, że są także do dostania jeszcze 2 wersje –  z łopianem i pokrzywą, osobiście jeszcze nie miałam przyjemności ich stosować, więc nie wiem, jak tutaj wygląda kwestia zapachu.

Dostępność? Hmm jeszcze raczej głównie Internet, choć wiem, że są już pierwsze miejsca gdzie można je kupić stacjonarnie (lista sklepów). Swoją butelkę zamówiłam na napieknewlosy.

Sposób aplikowania mógłby wydać się dość problematyczny… Jednakże przy użyciu strzykawki wszystko wydaje się prostsze!  Zakupiłam w aptece (może 59gr dałam?) strzykawkę (oczywiście bez igły!) 10 ml – mała zgrabna. Jedno wcieranie to pojemność 5 ml, które „wystrzykiwałam” na różne rejony skóry głowy, by móc ją równomiernie kolistymi ruchami wetrzeć w całą skórę głowy. Tą aplikację powtarzałam co 2. dzień. Jeżeli akurat przypadał dzień mycia włosów, to aplikowałam wcierkę po umyciu głowy.

Okres wcierania Banfi zamknął się w terminie: 23.01.-22.02.  (28 dni)

Podsumowanie:

Wcierka nie uczuliła mnie w żaden sposób, ani nie sprawiła, że moja skóra głowy była bardziej wrażliwa (na wysokie upięcia, czesanie itp.).

Zapach cudowny! Chwilowo po aplikacji był mocno wyczuwalny. Później pojawiał się np. przy gwałtownym poruszeniu włosów, czy też przy wyjściu na dwór w wietrzną pogodę, a także był wyczuwalny podczas kolejnego mycia głowy.

Zdecydowanie przedłużała świeżość moich włosów. Przez wcieranie jej (szczególnie dokładne) w części głowy, gdzie najszybciej pojawia mi się widoczne przetłuszczenie (u mnie to skronie), niwelowało „błyszczenie się” włosów, co pozwalało wydłużyć okres między myciami włosów z 2 do 3, a nawet w porywach do 4 dni. Więc myślę, że wielki pozytyw!!!

Włosy na pewno się wzmocniły. Nabrały także więcej blasku.  A ich przyrost w ciągu tego miesiąca wynosił +1 cm.

Moja ocena: 5+, na pewno zakupię kolejną butelkę.

 

JANTAR  

Po tygodniu przerwy od wcierania Banfi zaczęłam testować kolejną wcierkę – Jantar.  To wcierka bezalkoholowa z dodatkiem bursztynu. Poandto znajdziemy w niej substancje stymulujące wzrost włosów (Trichogen, Polyplant Hair) oraz wit. A, E, F  i D-panthenol. Wcierka ma za zadanie wzmocnić włosy, pogrubić je oraz zapobiec ich wypadaniu. Ma postać lekko żółtawej cieczy. Jej zapach nie jest bardzo intensywny. Miałam jeszcze starą wersję (w butelce szklanej) i największym dla mnie wyzwaniem było po prostu jej nie stłuc cheeky (nowa wersja jest już w plastikowej buteleczce z atomizerem).

Dostępność jeżeli chodzi o starą wersję to już raczej tylko Internet, ale to produkt raczej niszowy. Natomiast nową wersję spokojnie spotkamy w drogeriach.

Do jej aplikacji używałam strzykawki (analogicznie jak przy Banfi). Tak, jak i poprzednio wcierałam ją co drugi dzień w skórę głowy.

Okres wcierania Jantaru zamknął się w terminie: 02.03.-31.03. (28 dni)

Podsumowanie:

Używanie Jantaru było dla mnie mniej przyjemne niżeli Banfi. Niestety pojawiły się u mnie negatywne skutki jej stosowania. Przede wszystkim, największym minusem jest to, że wcierka ta przyśpieszała przetłuszczanie moich włosów. Już na 2. dzień przy moich skroniach włosy były przetłuszczone! Po dłuższym stosowaniu, ok. 2 tygodnie, głowa zaczęła mnie swędzieć, i z każdą aplikacją niestety ten stan się nasilał. Cieszyłam się jak dziecko, gdy minęły 3 tygodnie i mogłam ją odstawić. Na szczęście nie spowodowała, pomimo podrażnienia, wzmożonego wypadania włosów. Fakt włosy urosły, tak jak przy Banfi, o 1 cm, ale trudno mi stwierdzić czy wpłynęła ona na grubość włosów.

 

AMLA

Po tygodniu przerwy od wcierania Jantaru zaczęłam testować kolejną wcierkę – Amlę. Tak więc pełna ciekawości zaczęłam stosować Hair Oil Amla, firmy Dabur. Nie zagłębiając się w tamtym czasie w skład. Po prostu myślałam, że jest to olej z amli. Jak duuużo później zostałam uświadomiona to po pierwsze nie olej, a olejek (czyli mieszanina olei z dodatkami). Tak więc oprócz oleju z Amli znajdziemy w nim olejek canola, olejek z olejowca gwinejskiego, olejek z migdałowca i rozmarynu. Największym zarzutem jaki musi odeprzeć ta wcierka, to FAKT, że jej głównym składnikiem jest parafina. Co w tym takiego złego? A no, parafina ma za zadanie oblepić nasze włosy. Z pozoru wygładzić je i „uzdrowić”, a tak naprawdę ma zakleić nasze włosy i odciąć od wszystkiego, w tym od pozostałych substancji odżywczych zawartych w wcierce. Dociążyć je, ale i może obciążyć je zbyt bardzo. Także to była to moja pierwsza butelka tego olejku i ostatnia. Według producenta wcierka ta ma wzmocnić włosy, uczynić je sprężystymi i zdrowymi. Może przyciemniać włosy! Także osoby z jasnym blondem na głowie muszą uważać  wink.

Mój olejek zakupiłam na stronie internetowej apteki, aczkolwiek wiem, że stacjonarnie w drogeriach też ją można znaleźć, a i w Internecie pełno jej wszędzie.

Stosowałam ją co drugi dzień, na 2 h przed myciem głowy, wcierałam w skórę głowy (tak jak Banfi i Jantar). Później spłukiwałam głowę obficie ciepłą wodą. Wcierałam trochę maski Vatika z czarnuszką w skalp by zemulgować olej. Po kilku minutach znów spłukiwałam głowę i przechodziłam do zwykłego mycia szamponem.
Pierwsza reakcja po otwarciu butelki? Mega, intensywny „ziołowy” zapach! Ale nie tak jak w przypadku Banfi, taki orzeźwiający, wręcz przeciwnie ciężki, kadzidlany. Dla mnie znośny, ale mąż uciekał z daleka laugh. W ciągu 3 tygodni regularnego stosowania, zużyłam 2/3 100 ml buteleczki.

Okres wcierania Amli zamknął się w terminie: 08.04.-06.05. (28 dni)

Podsumowanie:

Pomimo kiepskiego składu włosy wyglądały na zdrowsze – nabrały blasku i sypkości. Tak, jak też producent ostrzega, włosy się przyciemniły, przy moim ciemnobrązowych włosach to nie był problem. Nawet się ucieszyłam, gdyż gdzieś pierwsze siwe włosy się pojawiły i Amla zatuszowała ten fakt wink. Jeżeli chodzi o przyrost włosów na długość to również odnotowałam +1 cm do długości.

WNIOSKI

Także jak widzicie po zastosowaniu 3 sztandarowych wcierek mogę powiedzieć, że jeżeli liczycie na przyrost włosów na długość, to możecie wybrać każdą. Jaki by nie był skład pod tym względem zdały rezultat. Później dopiero wchodzi kwestia zapachu, potencjalnych alergii czy wzmocnieniu i odżywieniu włosa. Z przeglądu opinii wiem, że jestem w tej nielicznej grupie, u której Jantar powoduje przetłuszczanie włosów. To kwestia indywidualna, tak samo jak reakcja na Banfi – to wcierka alkoholowa i dla niektórych może się okazać zbyt drażniącą wcierką do tak częstego stosowania. Także świąd może się pojawić zarówno po stosowaniu Banfi, jak i Jantaru. Olejek z Amli, z racji obecności dużej ilości parafiny może, u niektórych spowodować wzmożone wypadanie włosów. Jeżeli zaś chodzi o pozostałe cele (wzmocnienie włosów i zmniejszenie ich przetłuszczania) to najlepiej sprawdziła się u mnie wcierka Banfi.

Mieliście już do czynienia z wcierkami? Preferujecie taki sposób wzmocnienia/przyśpieszenia wzrostu włosów? Osobiście 100x bardziej wolę wcierki niż jakieś kapsułki (suplementy, leki). Jeżeli kiedyś wrócę, a pewnie moje włosy będą się o to prosić, to wybiorę znów Banfi. Jej zapach to dla mnie mega przyjemny aromat!