Przed nami zabawy sylwestrowe te większe i mniejsze. Pewnie wiele kobiet szykuje na ta okazję specjalny strój. Myśli o odpowiedniej fryzurze i makijażu. Jeszcze okazyjne „strojenie się” jest dla mnie jak najbardziej zrozumiałe… Ale codziennie… To już dla mnie lekka przesada. Nie wiem czy moje podejście jest dla Was dziwne…? Czy zastanawiałyście się kiedyś, po co robicie makijaż? Dla siebie? Dla innych? By podkreślić atuty? Zakryć mankamenty? Przykładacie dużą wagę do tego by makijaż był w pełni wykończony? Nie wyjdziecie bez niego z domu? Jeśli zdecydujecie się na wyjście bez niego, to czy czujecie się przez to gorzej? Osobiście często się nad powyższymi pytaniami zastanawiam.

Na co dzień widzę (i znam) wiele dziewczyn, które mają piękną cerę a codziennie nakładają bardzo mocny makijaż. Dziwię się temu i myślę, że gdybym była na ich miejscu to cieszyłabym się i wychodziła do ludzi z „gołą” twarzą. Tylko czy to nie jest tak jak z włosami? –w kwestii włosingu jestem bardziej zakorzeniona i te przykłady do mnie bardziej przemawiają – „Ale masz piękne, naturalnie kręcone włosy. Nic z nimi nie musisz robić. Też bym takie chciała” – taaa, jasne… wejdźcie na jakąkolwiek grupę kręconowłosową na fb to się dowiecie ile kosmetyków dziewczyny używają do tego „nic nierobionego” efektu. Przepraszam, że zanudzam Was moimi wywodami. Po prostu przeraża mnie czasem to dążenie ludzi do ideału. Kreowanie nienagannego wyglądu. Ile można? Serio warto, na co dzień za wszelką cenę dążyć do perfekcji? Mnie osobiście czasem ręce opadają… Może dlatego, że walka z hormonami i stresem to jak walka z wiatrakami. Przyznaję… czasem mi się chce bardziej czasem mniej. Ale czy to naprawdę jest takie niewybaczalne? Jesteśmy tylko ludźmi.

Denerwuje mnie to, że tak łatwo przychodzi nam krytykować innych. Najłatwiej krytykuje się i daje „dobre rady” osobom z problemem, który nigdy nas nie dotyczył. Ile ja się tego wszystkiego nasłuchałam. A idź tu i tam (specjaliści mniej lub bardziej godni zaufania). A zrób to i tamto, użyj to i to. Mówią to osoby, które nigdy nawet nie uświadczył trądziku młodzieńczego, nie mówiąc już o trądziku ludzi dorosłych. Wiecie, co ja sobie myślę patrząc na taką osobę? Tak myślę! Bo już nawet nie warto tłumaczyć, że problem jest bardziej złożony, że wielu z tych rzeczy próbowałam… Człowieku zajmij się swoim życiem. Co się w ogóle odzywasz, jak się nie znasz? W ogóle czy ja Cię prosiłam o radę? Podbudujesz sobie tym swoje ego…? Czy w ogóle, po co to robisz?! 

Ręce mi czasem opadają. Naprawdę. Już nie komentuję… Uśmiecham się tylko i tyle… Ale wiecie, jaki jest tego skutek? Gdy odwraca się sytuacja i to ja jestem w roli tej drugiej osoby…. Nawet, gdy mam większe doświadczenie i wiedzę od osoby z problemem – nie daję rad, nie pouczam. Wycofuję się. Jeśli ktoś będzie chciał zasięgnąć mojej rady poprosi o nią. Mogę się przecież mylić i dana osoba może mieć dużo większe doświadczenie niż podejrzewam…. Ja się wycofuję…. A Ty?

Chyba jestem dziwna, bo gdyby każdy tak miał nie byłoby tylko pseudo „ekspert” od wszystkiego. Dlatego na moim blogu staram się opisywać, co i jak NA MNIE wpłynęło. Niekoniecznie może to na ciebie podziałać tak samo. Nie mam zamiaru przekonywać Cię do moich metod i upodobań.

Rób i wybieraj to, co chcesz to twoje życie.

Wiecie? Wpis miał być zupełnie, o czym innym. Nie wiem czy to zbliżający koniec roku natknął mnie do takich refleksji czy ta beznadziejna aura za oknem. Jedno wiem na pewno: żyć byłoby dużo przyjemniej, gdyby chcący pomóc na siłę, odpuścili.

Moja tolerancja jest za duża? A może to oznaka mojej małej pewności siebie? Nie lubię wtykać się ludziom w ich sprawy. Dobrym sprzedawcą bym nie była, bo nie umiem wciskać kitu. Wiem to. Ale czy to źle?

Kończąc moje wywody chciałam Wam życzyć na ten zbliżający się Nowy Rok, 2020, aby fraza, której użyłam wcześniej była dobrą mantrą prowadzącą nas przez życie.

RÓB I WYBIERAJ TO, CO CHCESZ, TO TWOJE ŻYCIE.

Dobra rada, pouczanie na siłę i wynoszenie się swoim „znawstwem” niech zostanie w starym roku (2019).

W Nowym Roku pragnę dla siebie i dla was spokoju w życiu, umiaru i samoakceptacji, ale i miejsca na błędy, bo to dzięki nim uczymy się być lepszą wersją siebie.