Dzisiaj na naszych zajęciach zdalnych mieliśmy za zadanie wykonać grę planszową.

Najpierw załamanie i myśl taaa razem z dzieckiem…. Raczej za dziecko. Pustka w głowie i w ogóle zero chęci.

Na szczęście pozytywne podejście mojego syna i jego ostatnia faza na jedną bajkę utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam jej motyw zawrzeć w grze. Wraz z jego entuzjazmem rosła też moja mobilizacja i chęć do stworzenia gry. Na pewno w całym przedsięwzięciu pomógł fakt, że młodsza córka ucięła sobie drzemkę, także mogliśmy spokojnie popracować.

Tak też powstał NASZ pomysł na grę „Droga do El Dorado”, na podstawie bajki (o tym samym tytule). 

 

Za samą myślą pojawiła się lawina pomysłów.

Wyszukaliśmy na necie zdjęcia postaci z bajki oraz krajobrazy. Wydrukowaliśmy je, wycieliśmy i pokolorowaliśmy. Syn chętnie w całej pracy brał udział.

W ruch też poszły gotowe szablony. Oczywiście kredki, ołówek. Za wzornik do rysowania pól posłużyło nam wieczko po bańkach mydlanych.

 

Starałam się zawrzeć w grze elementy edukacyjne, dlatego gra zwiera kilka pól extra z odrobina matematyki. Młody w dodawaniu idzie jak burza, ale odejmowania na razie totalnie nie ogarnia… Nie zwraca na uwagi na znak „+” czy „-” – dla zasady powinno się wszystko dodawać, a nie… Także ćwiczymy w każdej możliwej chwili… Na przykładach materialnych – wiecie, liczenie patyczków, kredek, cukierków itp.

Była to dobra współpraca. Choć syn najchętniej wcielał się w role zleceniodawcy wink.

Na szczęście chętnie przyklejał obrazki. Napisał START i META. Także swój wkład miał.

Teraz pozostało nam już tylko zagrać w te cudo. Nie ma, co ukrywać, jestem z nas bardzo dumna. Wyszło lepiej niż zakładałam cheeky.

A wy jak podchodzicie do zadań kreatywnych z dziećmi? Lubicie pomagać im w takich pracach domowych czy przyjmujecie to, jako smutny obowiązek?