Cześć wszystkim! Tak wiem, wiem… Dawno nie pisałam. To dowód na to, że czas leci tak szybko.  Rutyna dnia codziennego sprawia, że czas płynie szybciej niżeli byśmy tego chcieli. Jednakże w tym dzikim pędzie naszedł mnie czas na rozmyślania. Powiem wam, że wiele słyszy się z gazet o sławnych rodzinach, ale też o tych, ze znajomych, gdzie to rodzice chcą swe dzieci od najmłodszych lat zainteresować swoimi zawodami. I tak informatyk pokazuje dziecku świat komputerów i ich możliwości. „Językowcy” od najmłodszych lat dziecka mówią do niego w kilku językach obcych. Matematycy wpajają podstawy algebry (a także jak pewien znany mi Pan Profesor różniczki i całki – dla absolwentów/studentów Politechniki Śląskiej dobrze znany Profesor Grzywna). Przykładów można wymieniać by dużo więcej.

Ale wiecie co? Moje podejście jest inne. Wydaje mi się, że „zdrowe”… Bo przecież, jako dietetyk mogłabym „stworzyć” dla moich dzieci świat bez przekąsek, słodyczy, cukru, lemoniad, lodów i wszystkich innych gotowych produktów, które do najzdrowszych nie należą… Obrałam jednak metodę umiaru i drobnych grzeszków oraz chwil zapomnienia laugh

Uważam, że najlepiej działa przykład, który my, jako rodzice dajemy. Dlaczego mam oczekiwać od dziecka, że nie będzie jeść czekolady skoro sama ją uwielbiam?! Jest wiele rzeczy, które chciałabym zmienić w diecie dzieci. Boli mnie, że na razie akceptują niewiele warzyw. Jednak nie zrażam się i próbuję im wprowadzać nowe potrawy. Wraz z mężem jemy wszystko (jeżeli mogę to tak określić). Jako gospodyni staram się, aby nasze „menu” było urozmaicone. Wiadomo raz mi się chce bardziej raz mniej…

„Ziarnko, do ziarnka a nazbiera się miarka” – tak w moich dzieciach powolutku staram się zaszczepić zdrowe nawyki żywieniowe. I wiecie co? Ostatnio moja kochana (prawie) czterolatka mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Otwiera szafkę, w której może znaleźć wszystko (m.in. na najwyżej półce słodycze – wafelki, chrupki itp.), a moja miśka bierze do rączek opakowanie ryżu brązowego i mama musiała zrobić z warzywami. A jak podałam to tylko słyszałam z nad talerza: „mniam, mniam”
W takich chwilach nie wiem, czy bardziej duma rośnie mi dla mojej córeczki, czy dla mnie samej cheeky

Fajnie jest czasem osiągnąć coś, do czego usilnie się nie dążyło. Po prostu od tak się stało. Mega pozytywnie mnie takie chwile nastrajają blush

A Wy, kochani rodzice, z czego jesteście najbardziej dumni?