Od kiedy zaczęłam stosować kosmetyki naturalne, na pewne marki przestałam w ogóle zwracać uwagę. Miałam jakieś takie przeświadczenie, że są to kosmetyki typowo drogeryjne, w których znajdę raczej dużo zapychaczy niżeli składników odżywczych. Także kupując taki produkt mogłam raczej naciąć się na podrażnienie i wysyp niedoskonałości a niżeli pielęgnacyjne działanie.

Muszę niestety przyznać, że jako taką markę uważałam AA.

Jakie moje zdziwienie było, gdy na urodowych grupach zrobiło się głośno o całej serii fresh fruits od AA. Przez dłuższy czas się na nią czaiłam, a gdy w Rossmannie były mega promocje zakupiłam od razu maseczkę i krem z tej serii.

Także od 18 marca 50 ml kremiku zakupiłam w zawrotnej cenie 9,29 zł. Cena standardowa to 30,99 zł. Niestety w Rossmanie już tej serii nie widziałam, ale wiem, że jest jeszcze dostępna w Naturze.

 

Od początku

Niestety bardzo szybko pożałowałam tego zakupu… Pomyślałam „no tak, teraz już wiem, dlaczego był AŻ TAK bardzo przeceniony”. Moja złuda trwała 3 dni. Tyle było potrzeba, aby dozownik całkowicie odmówił posłuszeństwa. Natomiast z konsystencją kremu od samego początku było coś nie tak. Bardzo wodnista, która później przemieniła się w konsystencję zważonej śmietanki.
Miałam dać za wygraną, gdy po kontakcie mailowym uzyskałam odpowiedź, że musiałabym wysłać krem do Laboratorium Badawczo-Wdrożeniowego celem zbadania, jakości produktu. Pomyślałam „oho zapłacę za przesyłkę, jak za złoto (dobrze wiemy, jakie ceny ma Poczta Polska) a przecież za krem dałam niecałą dychę… Zaczęłam szukać informacji na różnych forach i dopiero po kilku dniach natknęłam się na jakieś kosmetycznej grupie na fb, na której dziewczyna napisała, że odesłała właśnie do laboratorium i dostała nowe opakowanie tego kremu + inne benefity. Skuszona taką wizją również odesłałam krem do ekspertyzy.
Czekałam dość długo – akurat zahaczyłam o Święta Wielkanocne, także proces przez to się znacznie wydłużył. Jednak potem nadano do mnie przesyłkę kurierską, a w niej! List z przeprosinami oprócz nowego opakowania kremu, jeszcze inny krem, płyn do higieny intymnej, kilka maseczek pielęgnacyjnych do twarzy, pomadka ochronna. Wszystko oczywiście marki AA. Byłam bardzo zadowolona z obrotu sprawy.

 

Ale do sedna… Jak nowe opakowanie kremu?

Konsystencja teraz jak najbardziej była OK. Niestety dozownik znów długo nie wtrzymał… Po tygodniu przestał wydobywać porcję kremu. W końcu powiedziałam do męża, że nie chce znowu bawić się w odsyłanie i żeby użył siły i po prostu otwarł mi to opakowanie airless.

Jak widać na zdjęciu, cała konsystencja i kolor kremu był całkiem ok. Przełożyłam go po prostu do słoiczka po innym kremie i zaczęłam normalnie palcem wybierać porcję produktu i aplikować na twarz. Przez cały okres używania kremu nie zepsuł się on ani nie stracił konsystencji.

 

Wydajność

Pomimo perturbacji z opakowaniem kremy naprawdę był całkiem OK. Od początku kwietnia stosowałam go rano i wieczorem – wtedy jeszcze były chłodne dni. Później (w 1. tygodniu maja) zaczęłam stosować go tylko na noc. Dzięki temu nie skończyłam jeszcze jego zawartości. Myślę, że posłuży mi jeszcze dobry tydzień (do początku lipca).
Krem jest treściwy, także nie trzeba go dużo nakładać. Polubił się bardzo z moją suchą skórą. Myślę, że dla takich cer jest jak najbardziej dobrym wyborem.
Otula skórę i czyni ją dobrze nawilżoną.
Choć ja osobiście czasem (co 3-4 dni) stosowałam odrobinę serum olejowego na niego, by podbić jego nawilżające działanie. Ale to zdarzało się już teraz pod koniec, gdy na dworze panowały duże upały, a moja skóra była narażona na długie działanie promieni słonecznych. Wtedy potrzebowałam jeszcze więcej nawilżenia i ukojenia.

 

Skład

INCI: Aqua*,Pentylene Glycol*,Glycerin*,Cetearyl Alcohol*,Lactobacillus Ferment*,Butyrospermum Parkii Butter**,Caprylic/Capric Triglyceride*,Ribes Nigrum Seed Oil**,Dicaprylyl Ether*,Arachidyl Alcohol*,Glyceryl Stearate*,Myristyl Myristate*,Behenyl Alcohol*,Cellulose*,Oryza Sativa Powder**,Arachidyl Glucoside*,Caesalpinia Spinosa Gum*,Helianthus Annuus Seed Oil*,Malpighia Glabra Fruit Juice**,Tocopherol*,Betaine*,Ascorbyl Palmitate*,Citric Acid*,Mica*,CI 77891*,Parfum*,*składniki pochodzenia naturalnego,**SKŁADNIKI POCHODZĄCE Z UPRAW ORGANICZNYCH

Obecność certyfikatu Ecocert potwierdza nam tutaj fakt, iż skład tego kremu jest naprawdę naturalny. Nie ma się, do czego doczepić. Wysoko w składzie nawilżająca gliceryna i bakterie kwasu mlekowego dają podwójne wzmocnienie bariery ochronnej skóry. Duża zawartość oleju z czarnej porzeczki – także wielki plus za to, że informacja na opakowaniu produktu nie jest jedynie chwytem marketingowym, jest go naprawdę dużo w składzie kosmetyku, a nie tylko w śladowych ilościach.

 

Moja opinia

Krem jest naturalny i dobrze nawilża. Taki porządny, treściwy. Byłam z niego zadowolona. Nie podrażniał mojej skóry, ani nie powodował wysypu niedoskonałości. Nie zauważyłam efektu rozświetlenia, o którym zapewnia nas producent. Bardziej stawiałabym na delikatne łagodzenie podrażnień, ale naprawdę delikatne. Mimo wszystko uważam, że to dobra opcja bardziej na chłodniejsze dni, dlatego może wrócę do niego na jesień. Przy upałach wolę lżejsze formuły.