Pamiętacie jak pisałam o nawykach żywieniowych moich dzieci? Jak to moja córa sama sięgnęła po ryż, bo miała chętkę zjeść go z warzywami? Dzisiaj zaskoczył mnie mój synek. Rzecz jasna mam tutaj na myśli 100% pozytywnego zaskoczenia wink.

Przyuważył mnie, jak to ukradkiem chciałam wyjść pobiegać, a mężowi zostawić honorowe kładzenie dzieci spać… Mój mały smyk, jak to zobaczył… Od razu też chciał iść. Godzina dla dzieciaków już trochę nie w porę 20:00… W myślach mam: przecież kąpiel i spać… Niestety poddałam się na wpół walczącemu ze łzami dziecku. Powiedziałam to bierz hulajnogę i chodź! Tutaj drobna dygresja: tak synek już kilka razy wpadł na taki pomysł, żeby towarzyszyć mi w bieganiu. W sumie nie miałam nic przeciwko. Na hulajnodze tak sprawnie mu szło, że potrafiliśmy wspólnie (ja oczywiście biegając) zrobić nawet 6 km. Tym razem myślałam, że taka sama „opcja” wchodzi w grę. Ale nieeee… Młody rzucił hulajnogę w kąt i nadal chce iść na dwór. Już lekko poirytowana powiedziałam, no dobra chodź, ale na pół godziny. W myślach: będę jak idiotka na placu zabaw stać, ubrana w strój do biegania i marznąć, nom ale cóż począć…

Ledwo wyszliśmy z klatki schodowej młody pierwszy zarzucił, muszę przyznać, imponujące tempo. Tak, mój kochany synek chciał po prostu ze mną pobiegać! Myślę, jak na pierwszy raz 6-latka 800 m szybkim biegiem to naprawdę sporo. A radości przy tym co nie miara!

I tak o to, żyłka sportowca wychodzi z mojego małego synka. Mam kompana do biegania! Nie wpadłabym na to, że może nim być mój synek. Niezmiernie mi miło, że sprawia mu to tyle frajdy co mamusi.